9. Budowanie wspólnot podstawowych
Kościół jest rodziną. Pierwsze dla rodziny jest zbudowanie domu, zatroszczenie się o miejsce, w którym wspólnota rodzinna będzie mogła żyć. Podziwiam i oddaję hołd wszystkim budowniczym kościołów. Czynią to nieraz z ogromnym poświęceniem. Ale przecież to nie wystarczy. Bóg nie mieszka jedynie w budowlach sakralnych. Jezus może mieć wyzłocone tabernakulum w świątyni, ale jeżeli nie ma wspólnoty wierzących, to skarży się dalej, jak w Ewangelii, że nie ma gdzie skłonić głowy. Bo On, Zmartwychwstały Pan, żyje we wspólnocie uczniów. Taka jest nasza wiara.
Wystarczy przypomnieć sobie pierwsze wieki krwawych prześladowań. Nie mogły wtedy powstawać świątynie. Ale czy Jezusa nie było wtedy w Kościele? Był z pewnością. Gdzie? Wśród tych, co mieli jedno serce i jedną duszę, którzy byli prawdziwymi braćmi i siostrami, którzy gromadzili się po domach na łamanie chleba (por. Dz 2,42). Czy teraz rozumiemy, co jest najważniejsze? Nie będzie sakralnego budynku, gdy nie istnieje konkretna chrześcijańska wspólnota. Nie miałby on swego celu i sensu. Dlatego budowanie wspólnot kościelnych jest najważniejszym zadaniem duszpasterzy i wiernych, całego Ludu Bożego, który organizuje się w diecezje i parafie. Ale u podstaw powinny być wspólnoty. Inaczej będą to kolosy bez nóg.
Dokumenty kościelne znają pojęcie Kościelnych Wspólnot Podstawowych. Mówią o nich kolejni papieże, Zachęcają, by z wiarą podejmować ich budowanie. Pouczają, że to one są naszym domem i szkołą komunii. Tak pisze Jan Paweł II w Christifideles laici (nr 26), a potem w Nuovo millenio ineunte (nr 43). To są wspólnoty podstawowe. Nie można ich mylić ze wspólnotami elitarnymi (zespoły liturgiczne, grupy modlitewne albo biblijne) grupującymi wiernych do pewnych szczegółowych zadań. One też są ważne dla życia Kościoła. Jan Paweł II uczył, że one wszystkie mają być zakorzenione w parafii i jej powinny służyć.
Tu jednak chodzi o takie wspólnoty podstawowe, w których wierni gromadzą się w imię wiary dla jej pogłębienia i praktykowania. Każdy ochrzczony powinien mieć taką wspólnotę, bo inaczej będzie duchowo bezdomnym i niczyim. Nie będzie przynależał prawdziwie do Kościoła.
I to jest bieda współczesnego duszpasterstwa, że ono chrzci, bierzmuje, łączy małżonków w chrześcijańskim związku, ale nie przyłącza do wspólnot. Dlatego Kościół jest dziś tak słaby. Ma poczucie wspólnoty jedynie od święta i wielkich wydarzeń, ale nie na co dzień. Gorzej, że duszpasterze nie czują tego obowiązku, by organizować Bożą owczarnię, by gromadzić ją wokół Jezusa. A kto nie gromadzi – rozprasza. I stąd często wierni są jak owce niemające pasterza.
Warto zauważyć, z jakim naciskiem mówi o potrzebie takich podstawowych, środowiskowych wspólnot papież Paweł VI w adhortacji o ewangelizacji w świecie współczesnym, gdy podkreśla, że są one „seminarium ewangelizacji” i „nadzieją dla Kościoła Powszechnego” (Evangelii nuntiandi, nr 58). To one tworzą podstawową tkankę życia kościelnego i zaspokajają duchowe potrzeby wiernych, których duża wspólnota nie zdoła zauważyć. To one pozwalają przeżywać Kościół u podstaw. Ich siła jest siłą całej społeczności kościelnej. Dlatego zarówno kapłani, jak i świeccy powinni zainteresować się strategią i metodami budowy tych wspólnot, które decydują o żywotności parafii. Bez tych wspólnot Kościół nie może zrealizować się w nowym modelu parafii, który według myśli Soboru ma być organiczną wspólnotą podstawowych wspólnot kościelnych. Bez nich nie może być skutecznej ewangelizacji.