A. Wstępne pytania
Czy masz swoją parafię? Czy jest taka wspólnota, do której naprawdę należysz, uczestniczysz w jej życiu i czujesz się za nią odpowiedzialny? Czy masz swój duchowy dom? A może jesteś ciągle turystą zwiedzającym tylko kościoły? Może co niedzielę gdzie indziej uczestniczysz we Mszy Świętej? I nawet to sobie jakoś uzasadniasz. Ale czy nie zostałeś sam? A chrześcijanie nigdy nie żyli w pojedynkę odcięci od innych. Takie jest doświadczenie dwudziestu wieków. Zawsze mieli świadomość wspólnoty, która ich łączy. Czuli się sobie bliscy.
Chrześcijanin żyjący w izolacji jest odcięty od braci, od ich wiary i świadectwa, od życiodajnego pnia. Jest odcięty także od Chrystusa, choć nieraz o tym nie wie. Jezus żyje przecież we wspólnocie uczniów. Gdzie dwaj lub trzej gromadzą się w Jego Imię, tam On jest wśród nich. Nie jest obecny w chmurach, ale wśród ludzi. Tu Go można odnaleźć.
Jeśli Kościół jest opisany przez świętego Pawła jako Ciało Chrystusowe, to i parafia jest Ciałem. Pomyśl: czy może egzystować komórka poza całością organizmu? Ewangelia świętego Jana mówi nam, jak ważne jest wrośnięcie w Chrystusa i trwanie w Nim (por. J 15,1–11). Ale wrasta się w Chrystusa, wrastając w konkretną wspólnotę. Wchodząc w życie lokalnego Kościoła, przez Chrzest i Eucharystię stajemy się naprawdę Ciałem Chrystusa.
Jest wielu ludzi, którzy mają ogromne zasługi dla budowy kościoła materialnego. Pracowali przy nim wiele dni w trudzie i znoju. I nie uważali tego za przymus czy karę. Były to dla nich radość i duma. Dlaczego tak mało chrześcijan rozumie potrzebę budowania wspólnoty parafialnej? Dlaczego są obcy i bierni? Przecież to rodzina dzieci Bożych. Źle się dzieje, gdy w rodzinie ludzie są sobie niechętni, nie znają się głębiej, nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego. Czy nasze parafie nie są chore? Czy dobrze się w nich czujemy? A może czekamy, aż ktoś zmieni ten stan rzeczy? Moglibyśmy czekać do sądnego dnia. Nikt za nas tego nie zrobi.
Sobór zwrócił uwagę na parafię. Zaniepokoił nas. Ukazał nam ideał parafii, która jest wspólnotą wiary i miłości. Jak daleko jesteśmy od tego ideału? Czy parafia rzeczywiście nas łączy? Czy nie jest tylko ośrodkiem usług duchowych? Czy nie przypominamy sobie o niej tylko przy chrzcie, ślubie lub gdy umiera ktoś z bliskich? Co ja daję swojej parafii? W czym się wyraża moja służba dla niej? Czy rozumiem, że angażując się, uczestnicząc w jej życiu, coraz bardziej będę ją kochał?
* *
Wiele rzeczy jest jasnych, wiadomych, ustalonych przez Sobór: że świeccy nie są chrześcijanami drugiej kategorii, lecz pełnoprawnymi członkami wspólnoty kościelnej, że i oni są uczestnikami funkcji pasterskiej, kapłańskiej i proroczej całego Ludu Bożego, że świeccy są odpowiedzialni za Kościół, Ewangelię i zbawienie świata. Jednakże nie wszystko zostało powiedziane do końca. Nie potrafiliśmy jeszcze w pełni wprowadzić tych prawd w praktykę Kościoła na wszystkich poziomach jego życia. I stąd potrzeba głębszej refleksji i zdecydowanego pójścia naprzód w realizacji tych zasad.
Kościół mniej paternalistyczny i sklerykalizowany, a bardziej braterski – ten kierunek obowiązuje w centrum Kościoła i w każdej jego komórce, w Rzymie i w najmniejszej parafii. O to właśnie chodzi, by parafia stała się parafią nowego typu, parafią nowego ducha i nowych struktur, parafią, w której funkcjonować będą nowe mechanizmy i nowe relacje międzyludzkie. Taka parafia stawia nowe wymagania kapłanom – duszpasterzom, ale także świeckim. Relacje, w które wprowadza, są trudniejsze niż zarządzanie i dyrygowanie. Domaga się dojrzałości zarówno duchownych, jak i świeckich – dojrzałości do współdziałania i współuczestnictwa. Tu już nie wystarczy bierność i posłuszeństwo. Trzeba wzajemnego poznania, uszanowania kompetencji, dialogu i współpracy. Trzeba ducha zrozumienia i solidarności. Chyba daleko nam jeszcze do tego.
W dojrzewającej wspólnocie zmieniają się radykalnie relacje lidera i członków wspólnoty. W niedojrzałych wspólnotach lider robi wszystko sam. Zastępuje wszystkich, którzy nie dorastają do swoich zadań. We wspólnocie dojrzałej każdy podejmuje to, co do niego należy. Przez to jednak lider nie traci na znaczeniu. Jego rola jest konieczna, choć inna. Staje się on koordynatorem i zasadą jedności dynamizmu całej grupy.
Czy nasze parafie są społecznościami dojrzałymi? Dlaczego kapłani są obarczeni nieraz ponad siły, tak, że nie mogą się uczciwie wywiązać z podjętych zadań? Co sprawia, że ciągle nie udaje się nam zaktywizować laikatu i wychować go na czynnego współpracownika w winnicy Pańskiej? Czy nie trzeba nam wszystkim – duchownym i świeckim – jeszcze raz przemyśleć przypowieść o robotnikach w winnicy (por. Mt 20,1-16)? Może ci pierwsi zobaczą w niej zachętę do wychodzenia naprzeciw i zapraszania do współpracy, a drudzy – zachętę do tego, by nie stać bezczynnie, ale pozwolić się nająć do pracy w winnicy. Przecież Boża winnica marnieje w tym czasie, gdy my się targujemy o zapłatę, honory i pierwszeństwa.
* *
W naszych parafiach jest wiele dobra. Wiele pięknych inicjatyw i pożytecznych akcji. Tu i ówdzie ludzie gorliwie się modlą. A jednocześnie jest tyle niezadowolenia i niedosytu. Wystarczy porozmawiać z księżmi lub zapytać świeckich. Jest wiele szczegółowych, bolesnych problemów, ale góruje kluczowy: jaka jest wizja posoborowej parafii? Ku czemu chcemy świadomie zmierzać? Co pragniemy osiągnąć? Jest to więc pytanie o model. Wiadomo, że zmieniał się on w ciągu wieków. Jaka ma być współczesna parafia? Czy mamy taką wizję? Wydaje się, że nie. Dlatego nawet nie bardzo wiemy, od czego trzeba by zacząć, a tym bardziej do czego chcemy doprowadzić.
Dla księży oznacza to rzucanie się z akcji w akcję, wiele nieskoordynowanych wysiłków, brak właściwej strategii działania. To doprowadza do takiego stanu, że wiele trudów duszpasterskich idzie na marne. Stąd pewne zniechęcenie. Wielu duszpasterzy podejmowało różne próby ożywienia wspólnoty parafialnej. Najczęściej byli zostawieni sami sobie. Nikt w tym im nie pomógł. Gdy zjawiły się trudności – skapitulowali.
Dla świeckich ten brak właściwej wizji odnowy parafii oznacza, że nie zostaną ku niej zwróceni, zainteresowani nią i nie będą w nią zaangażowani. Musiałoby coś porwać ich wyobraźnię, zapalić serca, zmobilizować do działania.
Rzeczywistość jest taka, że rzuca się w oczy rozdział między instytucją kościelną i ogromną a bierną masą ochrzczonych. Kler nie jest już w stanie pobudzać życia parafii, a świeccy wyrażają swoją aktywność często jedynie w krytykowaniu zastoju, przestarzałości i klerykalizmu życia parafialnego. Nie ma właściwych płaszczyzn spotkania i współdziałania. Niemniej coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak niebezpieczny to stan dla ludu Bożego, dla jego spójności i dynamiki. Wielu chce coś zrobić dla Kościoła, ale nie znajduje odpowiedniej propozycji dla swej aktywności.
Tymczasem ideał soborowy jest jasny i może być naprawdę porywający. Parafia ma się stać organiczną i dynamiczną wspólnotą wspólnot. Chodzi o to, aby każdy ochrzczony odnalazł dla siebie w parafii prawdziwą wspólnotę życia, przez którą będzie rzeczywiście uczestniczył w życiu Kościoła. Wspólnota, gdy przestaje być fikcją, a staje się rzeczywistością, jest frapująca, upragniona i godna wysiłku.
* *
To dobrze, że taki mamy ideał. Tylko musimy koniecznie uwierzyć, że jest on do zrealizowania. To marzenie przez wspólny wysiłek może stać się rzeczywistością. I trzeba, by tak się wszędzie stało. To nie piękny i romantyczny gest łańcucha dobrych serc. To coś więcej. To realizm chrześcijańskiej wspólnoty, która chce być ze sobą i pomagać sobie na co dzień, która przekracza różne bariery i podziały, i razem idzie ku Bogu.
Proste braterstwo, a tak bardzo trudne. Trzeba wielu działań, by ludzie rzeczywiście poczuli się braćmi. Trzeba przeżyć, które budują więzi między ludźmi, pozwalają nauczyć się żyć jak bracia i siostry, liczyć na siebie, działać wspólnie, doświadczyć mocy modlitwy w grupie, która przygarnia słabych i samotnych oraz aktywizuje wszystkich.
A może i wy na spotkaniu jakiejś grupy parafialnej porozmawiacie na temat tego, jaką chcielibyście mieć parafię? Postawcie sobie ideał braterstwa ewangelicznego jako pilne zadanie, które może radykalnie przekształcić odniesienia międzyludzkie. Zaplanujcie pracę na każdy miesiąc pod przewodnictwem waszych duszpasterzy, taką pracę, która krok po kroku będzie was przybliżać do ideału braterstwa. Wyznaczcie sobie regularne spotkania aktywu parafialnego, który tę pracę podejmie i poprowadzi. Czy to nie jest misja Chrystusa, który wszystko pragnie czynić, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno? Czy to nie wspaniała praca godna zaangażowania całym sercem?