D. Spodziewane owoce
Jeden z biskupów latynoamerykańskich nazwał realizację projektu odnowy parafii duszpasterstwem nadziei. Rzeczywiście czegoś się po nim spodziewamy, on wnosi nową jakość w życie parafii. Prowadząc od dawna misje parafialne, widzę dokładnie, jak inny jest ich efekt w parafiach, w których od paru lat pracuje się nad odnową, gdzie ludzie co miesiąc spotykają się w grupach sąsiedzkich, gdzie działania duszpasterskie są dobrze zaplanowane, niż w parafiach, w których niewiele się robi w tej sprawie. W tych pierwszych misje są umocnieniem i pogłębieniem prowadzonego procesu budowy wspólnoty parafialnej. Są przez to przygotowane i mają potem kontynuację, a to decyduje o ich skuteczności i sensowności. W drugich misje są jeszcze jedną akcją, fajerwerkiem, który być może podsyci na pewien czas zapał religijny ludzi, ale szybko zgaśnie. To żałośnie mało w porównaniu z tym, co można było osiągnąć.
Misje parafialne jako element długofalowego procesu odnowy mogą doprowadzić do tego, że lud Boży odnowiony w swej świadomości podejmuje lub kontynuuje drogę do zbudowania prawdziwych wspólnot kościelnych, które będą mogły (ale tylko one) podjąć misję ewangelizacyjną na danym terenie. Poprzez pracę odnowy jest szansa, by uleczone zostało to rozdarcie na my i wy, które daje o sobie znać w Kościele, na kilku zapaleńców przy proboszczu i na całą bierną oraz niezaangażowaną masę, która nie wie, o co chodzi, widzi Kościół tylko w jego materialnych strukturach (świątynia, kancelaria, składka na tacę, zaświadczenia), a wiarę przeżywa w sposób magiczny i tylko zewnętrzny, obrzędowy. Taka wiara nie wpływa na życie, nie kształtuje go, nie tworzy więzi międzyludzkich.
Po paru latach prowadzenia projektu odnowy przyjdą rezultaty. Nie zawsze są one wymierne w statystykach, nie zawsze powiększają frekwencję w kościele, choć i to daje się zauważyć. Skutki sięgają o wiele głębiej – do sposobu przeżywania wiary i świadomości. Tu odnowa dotyka głębin serca i staje się nawróceniem. Ludzie objawiają inną świadomość. Zrozumieli, że to oni są Kościołem, utożsamiają się z nim. Potrafią czuć się jako parafia, cieszyć z tego, co w niej się dobrego dzieje. Już nie tylko mają za złe komuś tam, nie tylko siedzą jakby na gałęzi, patrzą z góry i krytykują. Oni już widzą dla siebie zadania, widzą, że są potrzebni, i zaczynają się angażować. Umożliwia im to odnawiająca się parafia. Ma tyle zadań do podjęcia, rozdziela różne odpowiedzialności według darów, jakie każdy otrzymał. Rozeznaje to w sobie według zauważonych potrzeb, a zwłaszcza według chęci działania. Jeśli ludzie uwierzyli, że razem mogą wiele zrobić, to ta chęć działania spotęguje się. Nie myślimy wtedy już tylko o sobie, parafii nie traktujemy jako usług duchowych, ale myślimy o całości i coś z siebie chcemy dać innym.
Ten zwrot jest naprawdę „kopernikański”. Szczególnie widać go w działaniu wspólnot podstawowych, które zostały zainicjowane i spotykają się co miesiąc. Każde spotkanie oczywiście musi być przygotowane, ale ma jeden temat dla wszystkich wspólnot. To jednoczy i umożliwia przygotowanie materiałów. We wspólnotach sąsiedzkich ludzie uczą się być Kościołem, poznają się, otwierają na swe problemy, dzielą się swym doświadczeniem wiary i modlitwy, formują się w świadomej postawie chrześcijańskiej, praktykują braterstwo. Udaje się to, co poza wspólnotami z reguły nie udaje się nigdy: zaczynają się wspólnie modlić i czytać oraz rozważać Pismo Święte. We wspólnotach sąsiedzkich bardzo trudna sprawa współdziałania duchownych i świeckich rozwiązuje się w bardzo prosty sposób pośród wspólnie podejmowanych zadań. Siły duszpasterskie jednoczą się. Efekty mogą być wyraźniejsze i to też zachęca do zaangażowania.
We wspólnotach dochodzi do głosu podmiotowość wiernych jako ludzi odpowiedzialnych i decydujących o swej przyszłości. One mają swą dynamikę religijną oraz stanowią siłę społeczną. Stają się elementem odnowy nie tylko Kościoła, ale i społeczeństwa. W Ameryce Łacińskiej wspólnoty stały się zaczynem wyzwolenia społecznego i przemian ustrojowych w kierunku demokracji. W Afryce prowadziły do inkulturacji.
Czy nie tego brak nam u nas? Dlaczego naród tak religijny, przywiązany do wiary i Kościoła nie zdaje egzaminu w opcjach polityczno-społecznych? Dlaczego tak łatwo nim manipulują nie tylko media, ale i różnego autoramentu populiści i szarlatani? Dlaczego tak łatwo zadowalamy się pozornymi i płytkimi działaniami? Czemu nie wypływamy na głębię, do czego wzywał nas święty Jan Paweł II, wprowadzając Kościół w nowe tysiąclecie? Czy chcemy przegrać Chrystusowe dzieło i zostawić go następnym pokoleniom jako dom pusty i martwy?
Tyle pytań trudnych i dramatycznych. Może właśnie nadszedł czas, byśmy szukali na nie odpowiedzi, póki ona może do nas dotrzeć, póki nie zostanie zagłuszone nasze sumienie, nie wypali się wiara i resztka miłości nie rozsypie się w popiół. Póki jeszcze można Kościół odnowić. Teraz jest na to czas.